23 maj 2014

Bądź swoją motywacją, czyli moja własna metamorfoza.

Ostatnio znów pochwaliłam się swoim nazwijmy to fitnessowym postępem. Kolejny raz dopytujecie się:
JAK TO ZROBIŁAŚ? CO ĆWICZYŁAŚ? JAKAŚ DIETA? Więc zamiast odpowiadać Wam w komentarzach tworzę ten post. Mam nadzieję, że odpowie on na wszystkie pytania, zmotywuje do działania i pokaże Wam, że progress wcale nie jest usłany różami.




Zacznijmy od hmm... początku 2013 roku. Wyobraźcie sobie taką sytuację. Kolejny calusieńki dzień na uczelni. W torbie biała buła - jedna, druga. Czas na obiad:
- kupujemy sobie kolejną białą bułę 
- idziemy na pizze
- kupujemy słodką bułkę. 
Wieczór się zbliża, a tu jeszcze zostały dwa wykłady do końca. Najlepiej przetrwać je na ciastku lub żelkach z automatu. Między tym wszystkim ze 3 słodzone kawy. Dużo tego co nie? Kiepski to był czas dla mnie na uczelni, więc wracając do domu wpadam na świetny pomysł zajechania do "maca" na lody. W międzyczasie ktoś w autobusie ustępuje mi miejsce siedzące ...
Na kolację - jakieś frytki, żelki, znów buła! 

Wpadam na pomysł, że czas się wziąć za siebie. Pojeżdżę na rowerze -  po pół godzinie padam ze zmęczenia, zniechęcona tym, że ledwo żyję. To może pobiegam? Też nie wypaliło, znudzona, zmęczona wracam do domu po 20 minutach, kładę się na łóżko, wcinam kolację, zajadam ciastkami, popijam słodzoną herbatą. 

Naprawdę chciałabym, żeby ta historia była zmyślona, żeby była ukazana w filmie, albo chociaż żeby nie była moja. Niestety, nie jest. Mniejwięcej tak wylądało moje życie. Chęci i motywacji brak. Uczelnia, dom, jedzenie. Ruch był złem koniecznym. 

Do pracy zmotywowała mnie mama wręczając kartę do klubu fitness. Zaczęłam od zumby. Dzięki bogu trafiłam na świetną instruktorkę. Straciłam 3 kg, odzyskałam poczucie własnej wartości, przekonałam się, że ruch jest jak najbardziej ok. Jadłam nadal tak samo nie zdrowo, nie regularnie. W klubie przewijały się nazwy: step and tone, pump and tone, bs, total body workout. Przeczytałam gdzieś - ćwiczenia dla osób aktywnych fizycznie. Myślę sobie, to nie dla mnie. Jednak byłam mega niezadowolona z efektów ćwiczeń. W ten sposób dochodzimy do września 2013 r. Zaczęłam testować w domu dostępne w internecie treningi: Tiffany Rothe, Mel B, Ewa Chodakowska, Shaun T. Po 2 tygodniach takich ćwiczeń stwierdziłam, że czas iść spróbować tych treningów grupowych. Wiecie jak wyglądałam i czułam się na nich na początku? Jak ostatnia ofiara losu. Nie nadążałam z ćwiczeniami, dopiero uczyłam się jak je wykonywać, nie bardzo wiedziałam gdzie postawić nogę, rękę. Deska? Pompka? Zrobione ledwo co, ostatkami sił i to nie w takiej ilości powtórzeń jaką pokazywała trenerka. 

Może przez ten czas powinnam wyglądać jak dziewczyny z tych wszystkich inspirujących zdjęć, ale nie wyglądam. Dlaczego? Bo odchudzanie to ciężki kawałek chleba. Wymaga dyscypliny, samozaparcia, wielkiej siły woli, mocnego charakteru i dystansu do siebie.Dojście do tego co mam teraz było przerywane niepowodzeniem, wpadkami żywieniowymi i brakiem chęci. Na szczęście to wszystko możemy wykształcić poprzez treningi. Jeśli mi się udało, to tobie też się uda! Dziś moje życie kręci się wokół ćwiczeń, zdrowego odżywiania i szczerze mogę powiedzieć, że nie zamieniłabym go na żadne inne.




Treningi:
- zumba 2 razy w tygodniu
- ostatnio body art raz  w tygodniu
- siłowe: bs,total body workout (ćwiczenia wzmacniające całe ciało z wykorzystaniem stepu, bosu, hantli, własnego ciężaru ciała), step ze sztangą, płaski brzuch, trening funkcjonalny, pole dance - to wszystko 6 razy w tygodniu. Jak się policzy to w sumie dni brakuje, ale po prostu robię po 2 treningi pod rząd lub ćwiczę rano i wieczorem. Nie zwariowałam do reszty, w tym wszystkim są dwa dni regeneracji. Mieszam treningi i wciąż staram się próbować czegoś nowego (patrz body art). Przyznaję się bez bicia, że maj i czerwiec to czas wyrzeczeń treningowych na rzecz sesji. Więc aktualnie wygląda to odrobinę inaczej.

Jedzenie: przede wszystkim zdrowo! Bez: alkoholu, słodyczy, potraw smażonych na oleju, przekąsek, śmieciowego jedzenia, soków/coli. Za to z dużą ilością: warzyw, ryb, chudego mięsa, razowych makaronów, brązowego ryżu, jajek, twarogów, owoców, owsianek, wody, zielonej herbaty, własnoręcznie pieczonych bułek i chleba, pieczonych przez siebie zdrowych ciast i ciasteczek.

PS. Lubię swojego bica. Nie bój się obciążeń i treningu siłowego. Dopiero jak połączyłam cardio z siłowym zobaczyłam efekt, centymetry poleciały jak szalone, a endorfiny rozsadzają życie.

3 komentarze:

  1. motywuje do pracy. Boskie efekty! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. W tym wszystkim widzę odrobinę siebie :) Też zaczynałam na początku 2013 roku... tzn wtedy zaczynałam ćwiczyć, bo wiele diet miałam wypróbowanych już wcześniej. Dały one efekty, ale wiadomo ruch najważniejszy czego jeszcze wtedy nie chciałam przyjąć do wiadomości :P Moja droga także pełna jest niepowodzeń, ale mam nadzieje, że teraz kiedy kończę przytłaczające mnie studia i zaczynam nowe życie starczy mi siły by być FIT! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam za Ciebie kciuki. Jestem pewna, że Ci się uda. Nie raz miałam ochotę rzucić w diabły naukę i iść na dwugodzinny trening. Na razie udaje mi się to wszystko połączyć. W końcu po co komu sen ;) Oczywiście mówię to z przymróżeniem oka.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...